Szpej z historią. Dlaczego tak lubimy demobil?
Co łączy bushcraftowca, fana militariów i codziennego turystę? Uznanie dla unikatowych rzeczy z charakterem i historią. Bo demobil to nie tylko sprzęt – to opowieści zapisane w każdym przetarciu i każdym szwie, który przetrwał próbę czasu. Używane wyposażenie wojskowe od lat wzbudza emocje zarówno kolekcjonerów, jak i praktycznych użytkowników ceniących funkcjonalność, trwałość i… odrobinę tajemnicy.
Nietrudno zgadnąć, że w Helikon-Tex podzielamy tę fascynację i sentyment – w końcu to właśnie handel demobilem był jednym z filarów naszej działalności. Jednak o tym nieco później. Najpierw zanurzmy się w świat sprzętu, który ma do opowiedzenia więcej, niż na pierwszy rzut oka się wydaje.
Spis treści
Od pola bitwy do wyprzedaży – początki handlu demobilem
Demobil, w niektórych krajach znany również jako military surplus, ma bogatą historię, która sięga ponad stulecia. Pomysł na wtórne używanie i handel militariami wywodzi się z czasów amerykańskiej wojny secesyjnej w latach 60. XIX wieku. Był to pierwszy raz, kiedy rząd USA musiał masowo produkować mundury i wyposażenie na potrzeby dużej operacji wojskowej. Po zakończeniu wojny powstały ogromne nadwyżki sprzętu, które rząd postanowił sprzedać cywilom po obniżonych cenach, dając tym samym początek przemysłowi demobilowemu.
Jednak to Francis Bannerman prawdziwie zapoczątkował branżę demobilu. W 1865 roku założył w Nowym Jorku firmę „Bannerman’s Army & Navy Outfitters”, uważaną za pierwsze przedsiębiorstwo zajmujące się używanym sprzętem wojskowym. Jego biznes rozwijał się tak prężnie, że ostatecznie kupił wyspę na rzece Hudson, by przechowywać swoje ogromne zapasy, które obejmowały wszystko, od ubrań po działa.
Kolejnym ważnym etapem w rozwoju koncepcji demobilu były lata 30. XX wieku, czyli okres Wielkiego Kryzysu. Wielu Amerykanów korzystało wtedy ze sklepów z demobilem jako źródła odzieży w przystępnej cenie i dobrej jakości. Natomiast po zakończeniu II wojny światowej w USA nastąpił prawdziwy rozkwit sklepów z nadwyżkami wojskowymi.
Oryginalny katalog firmy „Bannerman’s Army & Navy Outfitters”, źródło: icollector.com
Archiwalny plakat reklamujący sprzęt z demobilu w USA, źródło: reddit.com
Ruiny imperium Francisa Bannermana, źródło: artofmanliness.com
Demobil w Polsce – historia uzbrojeń, rozbrojeń i zmian systemowych
Rozwój demobilu w Polsce był ściśle związany z burzliwą historią naszego kraju i jego pozycją podczas zimnej wojny. Po II wojnie światowej Polska zmniejszyła wydatki na wojsko, koncentrując się na odbudowie kraju. Jednak od 1949 roku nastąpił ich ponowny wzrost z powodu eskalujących napięć, co doprowadziło do ogromnej akumulacji sprzętu wojskowego.
W okresie PRL wojsko polskie było silnie wzorowane na modelu ZSRR. Dołączenie Polski do Układu Warszawskiego w 1955 r. uczyniło ją drugą największą siłą militarną w sojuszu. W tym czasie zgromadzono pokaźne ilości sprzętu wojskowego w stylu radzieckim. Następnie, po upadku komunizmu w 1989 roku, rozpoczął się proces restrukturyzacji i modernizacji armii. Polska aspirowała do NATO, musiała więc spełniać wymogi, a w tym – posiadać nowoczesne, „niekomunistyczne” mundury.
Transformacja w latach 90. przyczyniła się do powstania nadwyżek starszego sprzętu, który trafił na rynek cywilny jako demobil. Proces przypieczętowało dołączenie Polski do NATO w 1991 roku. Za zgodą władz przy jednostkach wojskowych pojawiły się sklepy, w których można było kupić kurtki mundurowe, spodnie, bluzy, torby i rozmaite akcesoria.
Mundury ludowego Wojska Polskiego (1943-1944), Wojska Polskiego (1944-1952) i Sił Zbrojnych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (1952-1989) w Muzeum Wojska w Białymstoku. Źródło: visiton.pl
Demobil w PRL – wyznacznik trwałości, stylu oraz… sprytu i dobrych kontaktów
Cofnijmy się jednak do niezbyt łatwych, ale wzbudzających sentyment czasów PRL-u i specyficznej roli, jaką odgrywała odzież wojskowa w ówczesnej modzie.
Jak piszą Dorota Williams i Grzegorz Sołtysiak w książce Modny PRL, „pierwszym kreatorem powojennej mody była ciocia UNRRA”.1 Chodzi oczywiście o paczki z pomocą dla Polski napływające z USA. Oprócz żywności znajdowała się w nich odzież, która szybko trafiała na bazary. Tak pojawiły się m.in. żołnierskie koszule i battle-dress amerykański z zielonego drelichu, czyli bardzo wtedy pożądane kurtki M-43. Popularność tzw. emki podbił później Andrzej Wajda, który ubrał w nią bohatera kultowego filmu Popiół i diament. Natomiast wśród kobiet szczytem marzeń były bluzki szyte z amerykańskiego jedwabiu spadochronowego, najczęściej intensywnie żółtego lub pomarańczowego. Deficytowy, „zakazany” materiał oferowały wyspecjalizowane zachodnie firmy, które przy okazji wysyłki kawy czy żyletek oferowały również kupony spadochronowego nylonu.
Kurtka M-43 na kadrze z filmu „Popiół i diament” w reżyserii Andrzeja Wajdy
Zakamuflować kamuflaż, czyli strategiczne przeróbki
Istotnym aspektem, który wpływał na ostateczny wygląd zdobyczy z demobilu był oficjalny zakaz ich noszenia i pozyskiwania. Obywatelowi w „moro” przyłapanemu przez służby groziła natychmiastowa konfiskata odzieży oraz kolegium wykroczeń, które w przyspieszonym trybie nakładało nań karę wysokiej grzywny. Dlatego kurtki, spodnie i inne elementy wojskowej odzieży poddawano całej masie przeróbek: farbowaniu w garze z barwnikiem i octem, odpruwaniu pagonów i oryginalnych guzików z orzełkiem, przerabianiu kołnierzy i mankietów, a w późniejszych czasach również dodawanie do nich plakietek i naszywek z nazwami zespołów rockowych. Najlepiej było zdobyć kurtkę czołgisty, która już na starcie była czarna.
Skomplikowane operacje pozyskania odzieży
No właśnie, a jak zdobywano jakąkolwiek militarną kurtkę? Niektórym ułatwiały to kontakty i znajomości lub członek rodziny, który służył w wojsku. Inni czaili się pod jednostką wojskową zaopatrzeni w towary deficytowe, czyli wódkę i papierosy, z nadzieją, że któryś z żołnierzy będzie skłonny do wymiany. Oczywiście żołnierz ten nie mógł oddać swojej odzieży, bo musiał się pod koniec służby z niej rozliczyć, dlatego… kradł kurtkę czy spodnie koledze. Nietrudno się domyślić, że powodowało to nieustanny ciąg kradzieży.
Jak widać, wódka i papierosy były przydzielane w ściśle określonych ilościach (jak wiele innych dóbr w epoce PRL), co zachęcało do wymiany ich np. na wojskową kurtkę. Źródło: potempski.com
W poszukiwaniu dobrej jakości i namiastki Zachodu
Demobil cieszył się uwielbieniem przede wszystkim ze względu na mocne materiały, porządne szycie i wiele kieszeni. W sklepach nie można było kupić przecież wytrzymałej odzieży outdoorowej, niedostępne były też pożądane tkaniny. Dlatego spodnie wojskowe stanowiły najlepszą opcję podczas wyprawy w góry, choć niejeden musiał wracać z rajdu w bieliźnie, bo przypadkiem natknął się na służby. Z kolei w latach 80. kurtki z demobilu były szpanem na popularnym festiwalu w Jarocinie – podobne do tych, w które ubrani byli członkowie zespołów rockowych na plakatach, kojarzyły się z buntem i wolnością. Natomiast wysokie buty wojskowe zastępowały młodzieży niedostępne w Polsce glany, noszone przez punki na Zachodzie. Poszukiwane były także charakterystyczne militarne chlebaki oraz tzw. raportówki wojskowe z solidnej skóry.
Zdjęcia archiwalne – festiwal w Jarocinie, lata 90.
Źródło: FB / Życie codzienne w III RP
Demobil jako manifest ruchu oporu
W Polsce lat 80. noszenie odzieży woskowej stało się wyrazem oporu politycznego, zwłaszcza wśród studentów, intelektualistów i młodych robotników zaangażowanych w Solidarność. W czasie stanu wojennego, jak piszą D. Williams i G. Sołtysiak we wspomnianej wcześniej książce Modny PRL, wytworzył się swoisty strój opozycjonisty. Był to obszerny sweter, militarne w charakterze spodnie z licznymi kieszeniami i masywne buty na grubej podeszwie ze sznurowaną cholewką. Do tego bardzo poszukiwana amerykańska kurtka wojskowa M-65 (do zdobycia na bazarze za grube pieniądze), a dla mniej zasobnych swojskie „moro”, czyli polowa kurtka polskiego munduru. Do klapy takiej kurtki często przyczepiano znak sprzeciwu wobec władz, tzw. opornik. Była to mała tubka oporu elektrycznego pozyskana ze zużytego radioaparatu tranzystorowego.
Ważne były też przepastne wojskowe chlebaki, które odróżniały opozycjonistów od esbeków noszących małe, podręczne torebki. Duże torby były znakiem rozpoznawczym kurierów prasy opozycyjnej, dlatego podziemna Solidarność apelowała do społeczeństwa o noszenie chlebaków, by zmylić służby.
Zdj. po lewej: oporniki elektryczne
Zdj. po prawej: chlebak wojskowy z czasów PRL, źródło: biwakowo.pl
Uwolnienie społeczeństwa i demobilu
Obrady Okrągłego Stołu i miażdżące zwycięstwo Solidarności w częściowo wolnych wyborach w 1989 roku rozpoczęły transformację ustrojową, która otworzyła Polskę na „nowy świat”. W latach 90. noszenie odzieży z demobilu nie było już ścigane, a za zgodą władz wojskowych przy jednostkach pojawiły się nawet sklepy z takim zaopatrzeniem. Sławą cieszył się ogromny namiot z demobilem w Kołobrzegu, gdzie można było kupić np. wełnianą kurtkę marynarską ze złotymi guzikami. To było coś!
Pochód Solidarności ulicami Warszawy, fot. Ch. Niedenthal, źródło: polityka.pl
Kampania wyborcza w Warszawie, wiosna 1989, fot. T. Gutry, źródło: tysol.pl
Podmuch w żagle małej firmy z podwrocławskiej Miękini
W 1998 roku niewielkie przedsiębiorstwo Grzegorza Mieszczaka, dystrybuujące szwedzkie noże Frosts (obecnie Morakniv®), zostaje przeniesione do nowej lokalizacji. Umożliwia to rozwinięcie działalności i rozpoczęcie importu demobilu, który następnie trafia do sieci sprzedażowych w całym kraju. Biznes rozwija się w zaskakującym tempie, co pozwala na rozpoczęcie własnej produkcji mundurów już trzy lata później. Ten krok rzutuje na całą przyszłość marki Helikon-Tex, bo firma właśnie wtedy zaczyna budować rozpoznawalność w branży militarno-taktycznej i szukać możliwości dalszego rozwoju w tym kierunku.
Ponadczasowy szpej
Zainteresowanie, a nawet fascynacja demobilem w Polsce z biegiem czasu wcale nie zanika. Dla jednych to sentyment i powrót do młodości, dla innych – chęć posiadania czegoś z unikatową historią albo gwarancja „niezniszczalności”. W Internecie poszukiwana jest odzież z wieloletnią historią, a Agencja Mienia Wojskowego prowadzi regularne wyprzedaże i przetargi, oferując szeroki asortyment produktów pochodzących z zasobów wojskowych. Jedno jest pewne – jeśli lubisz demobil, to mamy wiele wspólnego.
- D. Williams, G. Sołtysiak, Modny PRL, Warszawa 2016 ↩︎